sobota, 22 listopada 2014

Czasem słońce, czasem deszcz a czasem wiosenna hala


Jest taki film muzyczny, który powstał na kanwie musicalu broadwayowskiego, napisanego na podstawie książki, w dużej mierze opartej na faktach. Film ten powstał w połowie lat 60. minionego wieku, pokazuje fenomenalną wówczas skalę głosu Julie Andrews, jest słodki aż do przesady i - absolutnie cudowny.
Nosi tytuł Dźwięki muzyki. ;)

Historia pastelowa, słoneczna, prosta jak konstrukcja cepa i aż najeżona banałami od pierwszego kadru po napisy końcowe ale, przyznajcie, jak wspaniale się ją ogląda! ;) Jak potrafi wciągnąć! Nawet tych, których zazwyczaj podobne klimaty nudzą lub męczą. Niżej podpisana jest tego najlepszym przykładem. :D
Czasami dawka optymizmu o niewiarygodnie wysokim stężeniu przyda się każdemu i każdej z nas.


Z czego zresztą musieli zdawać sobie sprawę twórcy filmowych Dźwięków muzyki; nie tylko z powodów oczywistych ale również, jak głosi pewna teoria spiskowa, ze względu na morale Amerykanów. Ponoć produkcja tego obrazu w ogóle ruszyła z kopyta, gdyż rząd USA potrzebował takiego właśnie, podnoszącego na duchu lecz pozbawionego oczywistego zakończenia, dzieła do wyświetlania w telewizji na wypadek, gdyby kolejny kryzys kubański nie miał szczęśliwego zakończenia...
W roku 1965 ryzyko niekorzystnego obrotu spraw przecież nadal było bardzo duże.

To oczywiście tylko plotka, której nikt o zdrowych zmysłach nie potwierdzi, jednak działa zarówno na wyobraźnię, jak i na ogólny odbiór muzycznej opowieści o Marii, która chciała siódemki dzieci (oraz ich ojca w gratisie). :) A o czym myślał Jacques Guerlain, kiedy w roku 1906 tworzył perfumy o nazwie Après l'Ondée?
Zgodnie z nazwą pachnidła, zapragnął ponoć uchwycić wyjątkowość i lekkość podeszczowej aury, kiedy słońce wychodzi zza chmur, ogrzewając i rozjaśniając cały nasz świat. Grafomania, kicz i banał, od których aż bolą zęby, prawda?

Jeżeli tak uważacie, koniecznie musicie poznać Après l'Ondée - i zrozumieć, że o tym pachnidle zwyczajnie nie da się opowiedzieć w inny sposób.


Ani bardziej skomplikowanie, ani wykwintniejszymi słowy, ani ubrawszy je w mniej optymistyczne skojarzenie. Nie w moim przypadku. ;) Après l'Ondée to Dźwięki muzyki i kropka.

Tutaj nuty hesperydowe, te olfaktoryczne odpowiedniki życiodajnych promieni słonecznych, łączą się z anyżkiem symbolizującym ciepło Ziemi i kwiatami o duszach radosnych, wdzięcznych, lekkich, kolorowych. Wirują razem w beztroskim tańcu, z pozoru niepomne cieni i demonów, czających się tuż poza ramą ich ślicznego, idyllicznego świata. W naznaczonym śmiechem i beztroską korowodzie prym wiodą fiołki i irysy, choć nieco bardziej zmysłowe akordy żonkila, heliotropu czy mimozy nie zostają daleko w tle.
Za nimi podążają nuty cięższe, stworzone z najcieplejszych wcieleń sandałowca, ambry czy wanilii, gdzieniegdzie tylko zdystansowanych czymś ostrym, złożonym ze szram i zgrubiałych blizn; jednak to tylko cień: subtelna zapowiedź niezbyt kolorowej przyszłości, cicha ale jeż stale obecna. No i zawsze mogąca liczyć na przykrycie ciepło-orientalną, aksamitną i ciemno-słodką pełnią guerlinady, zachwycającej w bazie Après l'Ondée.

Ściele się a skórze miękko, prosto, z niewymuszonym wdziękiem, rozlewa wokół nas i zagarnia niejako "samo przez się", trochę przypadkiem. Nawet nie zdążyłam się obejrzeć, gdy wpadłam w Podeszcz jak śliwka w kompot. ;) Lata temu z Dźwiękami muzyki było identycznie.
Różnica jest taka, że filmów nie poddaje się reformulacjom. :P
[Choć w przypadku perfum muszę przyznać, że recenzowana, współczesna wersja jest naprawdę świetna i ze wszech miar godna logo, które nosi].


Rok produkcji i nos: 1906, Jacques Guerlain

Przeznaczenie: pachnidło ponoć kobiece, choć w czasie, kiedy powstawało, wielu nie przejmowało się podobnymi rozgraniczeniami. Zatem może i my przestańmy, co? :>
Delikatne i bliskie skórze, ze skłonnością do introwersji. Mimo to znakomicie rozegrane w czasie, rozwijające się według klasycznej francuskiego wzoru o kształcie piramidy. ;) Najsubtelniejszy i najkruchszy ze wszystkich Wielkich Klasyków. Idealny na wszystkie okazje, jakie tylko przyjdą Wam do głowy.

Trwałość: w granicach trzech do pięciu godzin ale trudno odeń oczekiwać czegoś więcej. To nie ten typ.

Grupa olfaktoryczna: aromatyczno-kwiatowa (i poniekąd szyprowa)

Skład:

Nuta głowy: anyż, akordy hesperydowe, róża
Nuta serca: fiołek, mimoza, jaśmin, głóg, ylang-ylang, goździk (kwiat), głóg, wetyweria, drewno sandałowe
Nuta bazy: kłącze irysa, heliotrop, styraks, benzoes, wanilia, akord ambrowy, piżmo
___
Dziś Hajar marki Syed Junaid Alam.

P.S.
Ilustracja pierwsza pochodzi z https://benefitsofaclassicaleducation.wordpress.com/2014/05/05/the-sound-of-music-1965/ [prawa: 20th Century Fox]

1 komentarz:

  1. Co prawda wpis nie jest nowy, ale pozwolę sobie skomentować, bo udało mi się wreszcie dorwać ten zapach (w Polsce mam wrażenie jest słabo znany, no i trudno jednak go nabyć). Mam podobne skojarzenia, ale tylko częściowo :) - to zapach łąki, wiosennych, wygrzewających się w słońcu kwiatów i odrobiny ozonowego powietrza. Bardzo delikatny zapach, według mnie idealnie pasowałby młodej panience. Dla mnie tak mogłaby pachnieć Tess D'Urberville.
    Jakieś podobieństwo (często podkreślane na angielskiej Fragrantice) do L'Heure Bleue jest, ale AOL są bardziej rześko-fiołkowe, LHB natomiast - irysowo-kremowe, jakieś dojrzalsze w odbiorze i smutniejsze.

    OdpowiedzUsuń

>
Komentarze (<$BlogItemCommentCount$> )